Pierwsza randka z Taurami Niskimi

Spis treści:

Noc była bardzo cicha, spokojna i ciepła. Na prawdę dobrze mi się spało. Jeszcze lepiej niż w Karkonoszach. Wstałem trochę po 4-tej i zacząłem zwijać majdan. Zależało mi na tym żeby jak najszybciej opóścić to miejsce. Z jednej strony chciałem być niezauważony, a z drugiej, chciałem zdążyć zjeść śniadanie z fajnym widokiem na wschód słońca.

Udało się 😃 śniadanko z takim widokiem było warte wstania wcześniej niż zwykle.

Dzień zapowiadał się upalnie. Dopiero się zaczął, a woda była już na wyczerpaniu. Poza tym nie myłem się od wyjazdu z domu i potrzebowałem przeprać ciuchy.

Na mapie zobaczyłem miejsce gdzie było źródło. Poszedłem więc inną śceiżką poza szlakiem, żeby uzupełnić zapasy i zrób toaletę. Zszedłem trochę niżej i trafiłem na stado krów i koni. Fajny widok: w środku lasu, pośród gór, jest stara chatka, przy której pasie się bydło i … stoi nowe Audi 😯

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie IMG_3907-1024x683.jpg

Kawałek dalej trafiłem na źródełko i mogłem się w końcu ogarnąć.

Odświeżony wróciłem na grzbiet góry, gdzie rozciągały się piękne widoki na Niskie i Wysokie Taury. Byłem zachwycony tymi widokami, mimo tego że ciągle musiałem uważać aby nie wdepnąć w jakąś kupę. W Tych górach wielkie przestrzenie są wydzielone do wypasania krów, koni, owiec etc. Po prostu chodzą sobie gdzie chcą, jakby były dzikie.

Tego dnia chciałem dojść za schronsko Ignaz-Mattis-Hütte. Kontrolowałem czas, ale nie chciałem się spieszyć. Około godziny 10:30 słońce już mocno smażyło, a plecak ciążył. Czas na małą przerwę i drugie śniadanie. Wziąłem do przetestowania gotowy makaron z pesto z bazylli. Jak na obiad to zdecydowanie za mało, ale jako lunch całkiem spoko. No i przede wszystkim smaczne 🙂

Doładowany i zmotywowany ruszam dalej. Szlak przypomina trochę Tatry zachodnie, tylko wysokości większe i w oddali widać 3-tysięczniki. Czas leci wolno i droga też, uśmiech nie znika mi z ust. Mijam kolejne szczyty na drodze i dochodzę do jeziora Brettersee tutaj pierwszy raz testuje nowy pomysł na obiad na szlaku. Danie składa się z suszonych warzyw (marchew, pietruszka, por), kiełbasy krakowskiej i chleba pełnoziarnistego. Warzywa z pokrojonym mięsem chwilę gotuję w wodzie i to tyle 😃 trochę za krótko gotowałem bo nie zmiękły do końca, ale dało się zjeść. Kiełbasa i ketchup uratowały sytuację 😁

Najedziny zszedłem z góry do jeziora, gdzie uzupełniłem zapasy wody. Oczywiście przefiltrowałem, bo choć zbiornik jest wysoko i ma ciągły dopływ, to jednak jest to woda stała. Następnie dotarłem do Ignaz-Mattis-Hütte gdzie spragniony, prawie duszkiem wypiłem pyszne, zimne piwo Schladminger. Kelner chciał mnie namówić na kolejne, ale wiedziałem że nie mogę. Przede mną było jeszcze szukanie noclegu i szczyt Rotmandlspitze o wysokości 2453 m.

Wyruszyłem stamtąd po kilkunastu minutach i zdziwiłem się, że tak weszło mi to jedno piwo. Zapomniałem o tym, że jednak byłem już trochę odwodniony, bo później przestałem pilnować picia… Idąc na szczyt widziałem w oddali grupę ludzi, którzy szli w dziwnym kierunku. Dziwnym to znaczy nie po szlaku, ale gdzieś totalnie w inną stronę. Zacząłem mozolnie wchodzić po luźnych kamieniach do góry. Dziękowałem Bogu że tędy wchodzę a nie schodzę. Niedaleko pod szczytem kiedy szlak szedł zakosami, trafiłem na czyste źródełko, dzięki któremu mogłem uzupełnić zapas wody.

Na Rotmandlspitze dotarłem około 20:30 i zastanawiałem się czy iść dalej czy zostać na tej wysokości. Na szczycie było już przygotowane miejsce do spania. Dziura obłożona kamieniami, które miały osłaniać od wiatru. Gdybym zaczął schodzić i nie znalazłbym miejsca, to wylądowałbym przy kolejnym schronisku. Patrząc na mapę, nie widziałem za dużo dogodnych miejsc na nocleg. Zdecydowałem więc że zostaje na górze. Przy okazji mogłem podziwiać przepiękny zachód i wschód słońca, bezpośrednio ze śpiwora 😃

Na kolację Kanapki z kabanosami, dżemem i kisiel 😋