Na nogach w Bieszczady – Dzień IV

Spis treści

14.06.2019 – Dzień IV

Ale to była noc! Takiej regeneracji potrzebowałem. Posprzątałem po sobie i ruszyłem w drogę. Zanim zacząłem się wspinać, znalazłem dobre zejście do rzeki. tutaj Czarna ma całkiem szerokie koryto i mogłem na spokojnie wziąć kąpiel i zrobić pranie.

Mój „hotel”
Rzeka Czarna

Czyściutki i pachnący szarym mydłem, poszedłem na śniadanie do sklepu, gdzie spotkałem pierwszego w tej wyprawie turystę 😀 Gość koło 50-tki siedział z mapą i też jadł śniadanie. Mówił że jest ze Śląska, a w drodze już prawie 3 tygodnie. Miał większy wojskowy plecak i chodził bo Bieszczadach bez celu. Po prostu patrzył na mapę i wybierał do wędrówki miejsca mało popularne. Fajnie było spotkać kogoś z podobnymi zainteresowaniami. Posiedziałem z nim około 20 minut, ale czas ruszać, Otryt czeka!

Awaryjny schron w drodze na Otryt

Idę do góry i uświadamiam sobie, że dziś jest ten dzień, w którym wejdę na teren Bieszczadzkiego Parku Narodowego. W sumie to już jestem w Bieszczadach, bo minąłem Solinę. Słońce kontynuuje swoją ciężką pracę. Przebieram się w najlżejsze ciuchy i cieszę się że zaraz wejdę w las. Po wyjściu na grań Otrytu znajduję wiatę. Korzystam z okazji i odpoczywam chwilkę. Co prawda jeszcze nie zdążyłem się zmęczyć, bo to początek dnia, ale dziś mam do przejścia tylko 30km, a przede mną 10km ciągłego marszu.

Na grani, kiedy jestem już blisko Chaty Socjologa, spotykam grupę 5-ciu dziewczyn, a potem kolejnych wędrowców. Na miejscu uzupełniam wodę i zostaję jeszcze chwilę obserwując kolejnych ludzi, którzy korzystają z dobrodziejstwa chaty, tworząc w ten sposób klimat tego miejsca.

Po zejściu z grani, przy szlaku znajduje się mały bar, chodź raczej to po prostu buda z parasolkami. Fajne miejsce prowadzone przez młodych gości. Wykorzystuje okazję i choć dopiero przed godziną zjadłem coś pod chatą, zamawiam zapiekankę i piwo. Dziś mam czas na wszystko, w sumie to jestem już w połowie dzisiejszej drogi. Na koniec piję jeszcze dobrą, mocną kawę, bo rano nie miałem gdzie rozpalić ogniska.
Idę przez wieś asfaltem, ale po chwili skręcam w dzicz na ostatnie 10km tego dnia.

Zaczynam wspinać się na Magurę Stuposiańską. Pierwszy szczyt powyżej 1000m n.p.m. Im wyżej tym robi się ciekawej, bo gęste chmury zaczynają się groźnie piętrzyć. Robi się też stromo, jak na Bieszczady przystało. Po chwili słychać już wyładowania i to całkiem niedaleko. Przyśpieszam, żeby burza nie złapała mnie na szczycie, ale co chwilę zatrzymuje się na zdjęcie, bo tu jest tak pięknie! Sam szczyt jest zalesiony więc tylko przez niego przelatuję i schodzę szybko w dół. Kawałkami podbiegam, bo burza jest już bardzo blisko. Zaczyna już lekko kropić, dlatego ostatntie kilometry na pole namiotowe w Bereżkach pokonuje w większości biegiem.

Kiedy tak biegnę na adrenalinie w ciemnym lesie przychodzi mi do głowy pomysł na ciekawą wyprawę ;P
Docieram na miejsce i jestem w szoku! tu są prysznice! 😀 O wiatach wiedziałem, ale niczego więcej się nie spodziewałem. Okazało się, że wszystkie były zamknięte, poza jednym dla niepełnosprawnych. Szczęśliwy że udało się dotrzeć na miejsce zacząłem się rozkładać na stołach pod wiatą. Wyszedłem do drogi żeby złapać zasięg i zobaczyć jak czy nie ma tu blisko jakiegoś sklepu. Zamiast tego zobaczyłem jak czarna chmura przetacza się przez Połoninę Caryńską. Cudowny i straszny widok….

W momencie zaczęło bardzo mocno wiać i zrobił się mroczny klimat. Pobiegłem z powrotem do wiaty i stało się to czego się obawiałem. W ciągu 5 minut rozpętała się mega burza. Ściana deszczu, grad i pioruny, które uderzały tak blisko mnie, że aż podskakiwałem. Nigdy wcześniej nie byłem w centrum czegoś takiego.
Chodź siedziałem pod dachem, wiata zacinał z różnych stron i nie udało się zostać całkiem suchym. Po godzinie został już tylko deszcz, a po dwóch przestało nawet padać. Połączyłem stoły i zrobiłem sobie łóżko. Wskoczyłem w śpiwór i zasnąłem.
Na polu byłem sam, ale po chwili przyjechał jakiś samochód. Zdziwiłem się bo nie zostawili auta na parkingu, tylko jechali za prysznice pod szlak. Oni pewnie też się zdziwili, kiedy poświecili na mnie i zobaczyli że ktoś leży z plecakiem na stole. Bałem się że to może ktoś z obsługi i będzie chciał żebym poszedł czy coś, chociaż teraz jak o tym myślę to bez sensu. Przecież to pole namiotowe xD Ale jak człowiek zaspany to nie myśli. Odwróciłem się w ich stronę i obserwowałem co robią. Wyciągnęli czołówki i zaczęli rozkładać namiot. Jest ok. Po chwili przyjechał kolejny samochód. Hmm.. czyżby impreza? Nic z tego, tamci też rozłożyli się i grzecznie poszli spać. Ułożyłem się trochę lepiej i zasnąłem lecz nie na długo. Nie wiem która to była godzina, chyba jakoś koło 1-2 w nocy przyjechał trzeci samochód. Ale ten był inny. Najpierw myślałem że to policja, ale jak podjechali bliżej to okazało się że to straż graniczna. Poświecili po mnie latarkami, ale pojechali do tamtej grupy. Byli u nich jakieś 30 minut i odjechali, w końcu można spać spokojnie 🙂

Cel wyprawy osiągnięty!