Dojazd do Schladming i początek trekkingu

Spis treści:

Drogę zacząłem praktycznie w Czechach. Czułem ekscytacje kiedy przekraczałem granicę. Nie było dużego ruchu i jechało się super. Po drodze kalkulowałem gdzie zatankować żeby było jak najmniej postoi i żeby w Austrii kupić winietę na autostrady. Dzięki Bogu na ostatniej stacji w Czechach, kasjerka sama zapytała czy nie potrzebuję winiety. Zdziwiłem się bo nie wiedziałem, że jest w ogóle taka opcja 🙂 Chętnie skorzystałem i mogłem cisnąć bezpośrednio do Schladming. Jeszcze zanim się tam znajdziemy, muszę wyrazić swój zachwyt nad autostradami w Austrii. Pierwszy raz jechałem przez tyle, tak długich tuneli. Niektóre miały po 4 pasy w jedną stronę i zjazdy w inne kierunki. Czasem trafiały się tunele na 5 km. Do tego po wyjechaniu na światło, nagle wokół wyrastały piękne góry. Sama jazda drogami to była przyjemność.

Około 16:30 dojechałem do Schladming, które stało się dla mnie bazą na tym wyjeździe. Nie miałem zarezerwowanych żadnych noclegów, bo od razu chciałem realizować pierwszy cel tego wyjazdu, którym był trekking po ciekawym szlaku. Przed wyjazdem szukałem darmowych parkingów, na których mógłbym zostawić auto na kilka dni. Niepewnie jechałem w kierunku jednego z nich i nagle przy drodze zobaczyłem biuro informacji turystycznej. Wpadłem tam na 10 minut i wyszedłem z dokładną mapą mojego szlaku (która bardzo mi się przydała) i odpowiedziami na wszystkie moje pytania, m.in. gdzie mogę bezpiecznie zaparkować samochód na kilka dni i to za free 😀

Schladming – widok ze szlaku

Zadowolony z takiego obrotu sprawy, poszedłem zobaczyć miasteczko i zjeść wursta z budki na placu. Załatwiłem jeszcze kilka rzeczy i pojechałem na parking przy kolejce linowej Hochwurzen.

Z parkingu była super panorama na masyw górski Dachstein. Samo miasteczko jest na granicy dwóch pasm: Niskich Tarnów i Alp Salzburskich.

Widok z parkingu

Szybko spakowałem plecak na 5-cio dniowy trekking i o 18:30 ruszyłem w trasę. Było już dość późno, więc tego dnia chciałem tylko wyjść jak najwyżej i znaleźć nocleg gdzieś w lesie, jeszcze przed zachodem. Plecak z jedzeniem i wodą ważył chyba z tonę… Moje nieprzyzwyczajone ramiona szybko to odczuły.

Po 2 godzinach znalazłem się przy górnej stacji kolejki, przy której znajduje się też schronisko. Chociaż było już późno i słońce już powoli chowało się za horyzontem, zdecydowałem że podejdę jeszcze kawałek, żeby nie spać blisko ludzi.

Samo miejsce jest piękne i znajduje się tam super ścieżka z ławkami, z których można podziwiać otaczające nas szczyty. Zboczyłem trochę że ścieżki i znalazłem kawałek płaskiego terenu jakieś 50 m od szlaku. Rozłożyłem się szybko i zmęczony poszedłem spać, bo już prawie była noc.