Burza i ratunek w Preintalerhütte

Spis treści:

Noc w namiocie była spokojniejsza niż poprzednia na szczycie, mimo że jeden ciekawski kucyk raz próbował dostać się do środka. Zbieranie się do dalszej drogi zeszło dłużej niż zwykle, ale i tak wcześnie udało się opuścić ten dziki kamping. Odchodząc stamtąd pomachałem do jednej kobiety, która wczoraj bardzo wcześnie poszła spać, a teraz właśnie kończyła zwijać swój majdan.

Schodziłem szlakiem do schroniska Gollinghütte. Wzdłuż ścieżki płynęła sobie rzeczka. Pięknie to wyglądało, tak jakby każdy detal był zaplanowany i precyzyjnie ułożony. Tutaj też spotkałem kolejnego grubaska.

Po chwili dotarłem do schroniska i odbiłem w prawo w kierunku szczytu Greifenberg (2618m). Na dziś plan był prosty. Z racji tego że w pogodzie podawali coś o burzy po południu, celem było „przeskoczyć” ten szczyt, a potem się zobaczy.

Po odejściu od schroniska szlak prowadził trawersem przez kosodrzewinę. Znowu powoli nabierałem wysokości. Nie spieszyłem się bo na dzień dobry czekało mnie około 1000 m przewyższenia. Zanim ścieżka zaczęła piąć się ostro do góry, zrobiłem sobie przerwę na drugie śniadanie. Wtedy dogoniła mnie ta kobieta z łąki. Pogadaliśmy chwilkę i ona poszła przodem. Od tej chwili szliśmy cały czas w podobnym tempie w odstępie od 20 do 50 metrów.

Wyprzedziłem ją dopiero, kiedy dotarliśmy do jeziorka pod szczytem na około 2450m.

W końcu około 11:30 dotarłem na Greifenberg. Wokoło rozciągała się niesamowita panorama z fajnym widokiem na wczorajszy Hochgolling. Z drugiej strony widać było jutrzejsze wyzwanie czyli Hochstein (2543m).

Wokoło zaczęły pojawiać się coraz cięższe chmury. Barbara (znajoma z łąki) dotarła na szczyt i zapytała czy już zarezerwowałem sobie spanie w kolejnym schronisku na trasie, czyli Preintalerhütte, bo na pewno za kilka godzin będzie burza. W tym momencie rozmyślałem właśnie o tym gdzie dzisiaj spać. Przez ostatnie dni prognozy zgadzały się ze stanem faktycznym, więc nie chciałem ryzykować. Barbara była austriaczką i sama zaproponowała że zadzwoni i zarezerwuje mi miejsce. Nie zastanawiając się dłużej i przystałem na jej propozycję. Spokojny o dzisiejsze spanie zacząłem schodzić że szczytu.

Ścieżka była bardzo stroma i szybko straciłem kilkaset metrów wysokości. Nagle na wysokości około 2300 m teren wypłaszczył się trochę. Znalazłem się w miejscu, które zaskoczyło mnie swoim urokiem. Już ze szczytu wyglądało to ciekawie. Mnóstwo małych stawów i jeziorek, wetkniętych w skalny teren. Szlak był bardzo sprytnie poprowadzony, tak żeby zobaczyć jak najwięcej z nich. Piękne miejsce.

Po tym przyjemnym odcinku doszedłem tak jakby do krawędzi tego wypłaszczenia i znowu zacząłem schodzić bardzo stromą ścieżką w dół po luźnych kamieniach. Przede mną otworzyła się piękna dolinka, ale musiałem patrzyć pod nogi, bo źle się schodziło. Do tego od czasu do czasu z chmur spadła jakaś kropla, żeby zmotywować mnie to trzymania lepszego tempa.

Po przejściu najgorszego fragmentu przyszła burza. Grzmoty słyszałem daleko za sobą, ale złapała mnie ulewa. Zdążyłem schować aparat i naciągnąć na plecak wodoodporny pokrowiec. Moją ochronę przed deszczem stanowiła czapka z daszkiem. Po szlaku szybko zaczął płynąć potok i przestałem omijać kałuże. Chciałem jak najszybciej dostać się do Preintalerhütte bo burza przeszła na drugą stronę szczytu i była nade mną. Nie bałem się bo byłem już w dolinie jakieś 700 metrów poniżej szczytu.

W końcu dotarłem do schroniska. Na wejściu stał ktoś z obsługi i najpierw wpuszczał tylko osoby które miały już rezerwację. Dzięki Bogu ja już miałem 😁

Zostawiłem mokre buty, skarpety i dostałem klapki żeby chodzić normalnie po schronisku. Teraz już na spokojnie mogłem się ogarnąć, wyprać, zjeść, napić i zaplanować kolejne dni.